30.12.2015

Powroty.

Nie było mnie z Wami, tak teraz przeglądam bardzo, ale to bardzo długo nawet już zapomniałam o czym był ostatni wpis ;) Niestety sprawy się pokomplikowały do tego stopnia, że nie miałam ochoty na testy, wpisy czy też zwykle odwiedziny u Was. Nagromadziło się tyle problemów przez ten czas i na koniec doszła jeszcze przeprowadzka i dlatego nie zaglądałam tu od czasów ostatniego posta. Miło mi jest widzieć, że jeszcze tyle z Was pozostało ze mną i wciąż się odzywało. Jak już pisałam zmieniłam swoje miejsce i teraz żyję na trzy miasta, co jest kompletnym szaleństwem, ale mam nadzieję, że znajdę już chociaż chwilę w tygodniu, żeby coś napisać na blogu, bo co jak co, ale kosmetyków do testów urosła góra ;) i chętnie się będę dalej dzielić opiniami z Wami ;)

W Nowym Roku już szykuję dla Was niespodziankę, która mam nadzieję umili którejś z Was karnawał :) A póki co to życzę wszystkim moim czytelnikom wszystkiego dobrego w Nowym Roku. ;)

22.10.2015

W świecie eko certyfikatów - cz. I

W związku z tym, że ostatnio bycie Bio czy Eko jest bardzo, bardzo modne, postanowiłam przybliżyć Wam kilka certyfikatów, które osobiście uznaję i które uchodzą za te najbardziej wiarygodne. Pomiędzy masą produktów z etykietką eko, tylko niektóre są faktycznie pochodzenia naturalnego, a ich producenci dbają o środowisko.


Znak ROLNICTWA EKOLOGICZNEGO Unii Europejskiej


Produkty oznakowane tym symbolem muszą pochodzić z certyfikowanych gospodarstw ekologicznych. Zakup produktu z tym znakiem gwarantuje, że zostały spełnione wymogi oraz że pochodzi bezpośrednio od producenta i zapewnia, że przynajmniej 95% składników danego produktu jest wyprodukowane przy wykorzystaniu metod ekologicznych.

Taki znak możemy odnaleźć np. na produktach czeskiej marki Amylon, który proponuje nam chociażby przepyszne ekologiczne desery, o których Wam napiszę pewnie jeszcze nie raz.

source: versatilecorner.blogspot.com


Znak FAIRTRADE
 

Przyznają go organizacje działające w Fairtrade Labeling Organizations International FLO i dotyczy Sprawiedliwego Handlu. Logo jest umieszczane na produktach importowanych jak np.: owoce, kawa, kakao, przyprawy czy wino. Znak Fairtrade mówi nam, że kupując dany produkt mamy pewność, że został spełniony cel znakowania jakim jest troska o pracowników z krajów ubogich. Nie jest on ściśle związany z produkcją ekologiczną, ale kupując nim oznakowane produkty mamy pewność, że zostały zapewnione odpowiednie warunki pracy dla kobiet i mężczyzn oraz przeznaczone dla nich sprawiedliwe wynagrodzenia.

Certyfikat przyznany m.in. Tchibo 



Znak FSC


Certyfikat przyznawany drzewnym wyrobom leśnym, czyli artykułom takim jak papier, meble okna, drzwi, instrumenty oraz produktom bezdrzewnym również pochodzenia leśnego (kauczuk czy syrop klonowy).Obejmuje ochronę przed nielegalnym użytkowaniem lasów, zapewnienia prawa do użytkowania terenów leśnych ludności tubylczej i lokalnej, ochronę pracowników lasów. Zapewnia zrównoważone pozyskiwanie zasobów leśnych, pozwalający na ich odnowienie, ochronę zagrożonych i rzadkich gatunków, ograniczenie w wykorzystywaniu m.in. pestycydów czy tworzenie nowych plantacji.

Takie oznaczenia możemy spotkać np.: na ryzach papieru do ksero czy opakowaniach produktów marki Shefoot


source: versatilecorner.blogspot.com


RAINFOREST ALLIANCE
 

Jest to certyfikat przyznawany wielu grupom produktów  (zboża, czekolada, kakao, kawa, herbata, papier etc.), kontroluje pochodzenie produktu, dotyczy ochrony lasów deszczowych i różnorodności biologicznej, a obszar uprawy nie może naruszać ekosystemu naturalnego. Aby otrzymać certyfikat należy spełnić 80% wymogów, co więcej w całym produkcie wystarczy 90% certyfikowanego surowca. A w przypadku zawarcia odpowiedniej informacji na produkcie, zaledwie 30%. Dodatkowo RA gwarantują pracownikom plantacji certyfikowanych dobre wynagrodzenie, odpowiednie warunki pracy z zapewnieniem BHP, zakaz pracy dzieciom poniżej 15 r.ż.

Znak Rainforest Alliance znajdziemy m.in. na produktach Tchibo, herbat Lipton oraz lodów Magnum.

source: versatilecorner.blogspot.com


PRODUKTY NIETESTOWANE NA ZWIERZETACH



Jedna jak dla mnie z ważniejszych certyfikacji w branży kosmetycznej. Aby marka mogła znaleźć się na liście firm, które oferują kosmetyki nietestowane na zwierzętach musi spełnić wiele wymagań m.in.: nie może zlecać testów na zwierzętach żadnym innym ośrodkom z zewnątrz ani też nie skupować tego typu składników, musi być członkiem organizacji praw ochrony zwierząt, nie może też testować gotowych produktów na zwierzętach i posiadać odpowiednią dokumentację.

Produkty nietestowane na zwierzetach posiada w swojej ofercie np.: Alterra, Bell, ArtDeco, Apart, Bielenda, Celia, Cztery Pory Roku, Bi-es, Delia, Dermika, Palmer's, Dzidźiuś, Venus, Essence, Efektima, Goldwell, Gosh, Hean, Isana, Joko, Kobo, Kryolan, L'Biotica, Marks & Spencer, Paese, Organique, Sensique, Pupa, Sleek, Soraya, Zapachy Antonio Banderas, Bandi, Bath and Body Works, Biały Jelen, Dax Cosmetics - Perfecta, Eveline, Farmona, EOS, Himalaya Herbals, Inglot, Joanna, Khadi, Kolastyna, Skin79, The Body Shop, Wibo, Ziaja czy Lipton. Oczywiście lista jest dłuższa i mozna poszukać na niej swoich ulubionych marek.


Shinybox październik 2015 - Think Pink


Pierwszy raz nie wiem co mam napisać, nie spodziewałam się szału w tym miesiącu wiedziałam, że wiele tam nie będzie, ale miałam nadzieję, że znajdzie się chociaż jeden kosmetyk, który uratuje sytuacje.  Niestety otrzymałam pudełko, po którym po prostu hula wiatr. 

Zatem co znalazło się w październikowym Shinybox? Zacznę od produktów, z których nawet nie skorzystam:

DELIA Roll - on pod oczy - miałam już ten produkt dużo wcześniej i nie zdecydowałam się na napisanie opinii o nim głównie dlatego, że nie potrafiłam w nim znaleźć nic dobrego, w moim przypadku nie działał w ogóle, oddałam go mamie jednak i u niej również pożytku z rollona. Bardzo lubię markę Delia ponieważ produkują kilka moich ukochanych kosmetyków bez których nie umiem się obejsć, jednak ten produkt do nich nie trafi. (Produkt pełnowymiarowy)

DIADEM Róż do policzków - wszystko było by fajnie gdyby nie fakt, że otrzymałam ciemny, bardzo ciepły odcień różu, w którym wyglądałabym pewnie komicznie, z racji tego, że mam bardzo jasną i chłodną cerę. Kolejny produkt z pudełka, którego nie użyję. (Produkt pełnowymiarowy)

Jednak w tym całej sytuacji mamy też plusy a mianowicie informację że:

Za każdy zakupiony przez Ciebie kosmetyk, DIADEM sfinansuje DWIE GODZINY (2H) edukacji dla dyskryminowanych z powodu płci dziewczynek i kobiet w krajach Trzeciego Świata: www.diadem.com.pl/2H

SUMITA Kredka do oczu - bardzo dobre jakościowo kredki, o fajnej konsystencji i głębokich kolorach, jednak to kolejny produkt, z którego ja nie skorzystam ze względu na kolor. Otrzymałam ja w odcieniu brązu i na prawdę nie mam do czego jej użyć. W pudełku otrzymujemy poręczną miniaturę, która wystarczy na dość długo.




W pudełku znalazłam też produkty, z których mniej lub więcej jestem powiedzmy zadowolona, jednak nie ukrywam, że nie ma tu produktu wow, który skradł by moje serce i do którego bym wróciła.

CLARENA Caviar Push Up Cream - kawiorowy krem do biustu, czyli jakby nie patrzeć motyw przewodni pudełka, jednak szkoda, że tylko miniatura 30 ml, myślę że wystarczy może na ze 3 aplikacje.

L'OCCITANE Szampon i odżywka do włosów Cytrusowa Werbena - oba produkty miniaturowe zamknięte w charakterystycznych dla marki uroczych opakowaniach. Ładnie, świeżo pachnące, jednak oba to produkty miniaturowe więc  w zależności od długości naszych włosów wystarczy na 2/3 mycia.


WIBO Tusz do rzęs Queen Size - Nie byłam zadowolona z obecności tuszu, ale ku mojemu zaskoczeniu ten daje akurat bardzo ładny efekt, dlatego też postanowiłam go zatrzymać. (Produkt pełnowymiarowy, Premiera na rynku)

Osobiście uważam, że kolorówka w tego typu boxach to loteria, w której niestety więcej osób się z niej nie cieszy, ponieważ dostaje przedziwne kolory, jak w moim przypadku, lepiej byłoby postawić na standardowe odcienie kredki czerń i biel, dla których każdy znalazł by zastosowanie, o różu nie wspomnę, że jego dobór to tak indywidualna sprawa, że dawanie go w ciemno to śmiech na sali.


Podsumowując na 7 produktów tylko 3 pełnowymiarowe (u mnie trafiony tylko tusz, który wykorzystam). Miniaturki poza kredką są na prawdę miniaturowe, ale powiedzmy sobie  szczerze, że niby taka jest idea. Niestety w tym miesiącu to prawdziwie zmarnowane pieniążki, ponieważ pudełko nie jest warte swojej ceny. Jedyny pocieszający fakt jest taki, że pudełko zwraca uwage na profilaktykę raka piersi oraz co dla mnie najważniejsze chyba, że kupując kosmetyk DIADEM, czyli w tym przypadku róż wspieramy inicjatywę 2H i to się liczy ;)


A Wy co sądzicie o najnowszym Shinybox?

19.10.2015

BeGlossy październik 2015 - Czas na relaks


Ostatnio stałam się prawdziwa boxomaniaczką! Nie umiem przejść obojętnie obok  pudełek wypełnionych kosmetykami jeszcze ubranych w tak piękną szatę graficzną jak październikowe beGlossy!

W tym miesiącu tematem przewodnim jest "Czas na relaks" po takiej zapowiedzi miałam ogromna nadzieję znaleźć w pudełku chociażby Yankee Candle czy coś z Bomb Cosmetics, jednak nic z tego, żaden z moich przewidywanych produktów nie znalazł się w boxie. Zawartość jednak pozytywnie mnie zaskoczyła i odnalazłam w boxie, aż 8 kosmetyków.

W pudełku znalazł się:

YVES ROCHER - Mleczko odbudowujące - miałam to mleczko już wcześniej i bardzo fajnie się sprawdziło, produkt w mniejszej wersji 75 ml jednak wystarcza na dość długi czas. ;) Jego recenzja już wkrótce.

SKIN79 - Maska w płachcie - produkt pełnowymiarowy, nie jestem póki co ogromną fanką Skin79, ale głównie z racji tego, że nie testowałam zbyt wielu ich kosmetyków, więc jestem bardzo ciekawa efektów i działania.

NAOBAY - Moisturizing Peeling - produkt pełnowymiarowy, już od dawna byłam bardzo ciekawa produktów Naobay i z tego co widziałam to można je trafić dość często właśnie w beGlossy, cieszę się, że akurat ten peeling znalazł sie w moim boxie.

SPA VINTAGE BODY OIL - Olejek do kąpieli - pełnowymiarowy produkt, zawierający olejek makadamia. Nie wiem póki co jak działa, ale pachnie obłędnie czekoladą! Zapach mi się ogromnie podoba i wiem, że będę jego fanką na dłużej. Produkt, na który tez już dłuższy czas czekałam, aby wypróbować.

SHEFOOT - Domowe SPA dla stóp - miałam ten produkt również już wcześniej, natomiast z racji tego, że uwielbiam produkty do stóp, wiem taka saszetka zawsze się przyda. (Prezent)




W pudełeczku znalazły się też miniatury:

PIXIE COSMETICS - minerals Love Botanicals - podkładu w pudrze, którego bardzo jestem ciekawa, ponieważ tego typu produktów nie mam często okazji testować. Miniatura dość spora powinna wystarczyć na kilka aplikacji. (Nowość)

EQUILIBRA - Nawilżająca odżywka zwiększająca objętość włosów - jestem ciekawa produktu, jak każdego z resztą cuda do włosów jednak miniatura ma zaledwie 15 ml więc raczej wystarczy na jedno mycie i ciężko będzie ocenić jej działanie. (Prezent)

CHARMINE ROSE - NCBS Acid Cream - biostymulujący krem z kwasami  do cery problematycznej, czyli trafione idealnie dla mnie. Ogromnie się cieszę z możliwości wypróbowania tego kremu. W pudełku znalazła się dość spora próbka 15 ml, myślę że spokojnie wystarczy na kilka aplikacji.


 


Poniżej pierwsze zdjęcia jakie zrobiłam niestety jakość beznadziejna bo robiłam je zaraz po przyjściu kuriera, a ten niestety był mocno po 20 ;/ więc dobrego światła nie było.




W tym miesiącu kosmetyki były otulone ręczniczkiem, uważam, że to świetny pomysł dużo lepszy niż standardowa forma opakowania pudełka. ;) Całość zdecydowanie zasługuje na wyróżnienie nie ma produktu, z którego bym się nie cieszyła, no może gdyby ta Equilibra odrobinę większa, byłoby 5! :)
 

A Wy macie swoje październikowe beGlossy?

15.10.2015

Yves Rocher - żel pod prysznic - Lilas mauve


Produkty z Yves Rocher jak już pewnie mozna było zauważyć to jedne z moich ulubieńców, nie ukrywam, że bardzo lubię między innymi ich żele pod prysznic i tak też w postaci prezentu otrzymałam Lilas mauve, czyli żel do kąpieli o zapachu bzu.

Produkt pachnie bardzo naturalnie i delikatnie, nie jest sztuczny, a jako że lubię zapach bzu przypadł mi do gustu w swojej naturalności. Zapach jednak nie utrzymuje się na skórze zbyt długo, właściwie to tylko pachnie w momencie jego używania.


Żel zapakowany jest w plastikową, smukłą buteleczkę zamykana na klik, dobrze się dozuje, ma konsystencję standardowego żelu, ładnie się pieni. Nie uczula i nie wysusza. Niestety minusem jest wydajność opakowanie zawiera tylko 200 ml produktu, który dość szybko się zużywa. Myślę, że fajnie się może sprawdzić jako produkt wyjazdowy, mały i poręczny w sam raz do walizki. :)


A Wy lubicie żele do kąpieli Yves Rocher?

Shinybox wrzesień 2015 - Beauty & The Box


Chciaż wrzesień juz dawno za nami, przez ten cały czas zapomniałam opisać krótko co znalazło się  we wrześniowym Shiny'boxie.

Chciaż pewnie większość z Was już widziała i wie jaka jest zawartość i tak pozwolę sobie wymienić wszystko co odnalazłam w box'ie ;) A znalazł się w nim:

VEDARA Złoty peeling do Ciała
ORIENTANA Olejek do twarzy
SYIS Krem pod oczy
VASELINE Balsam do ciała w spray'u Cocoa Radiant (z czego bardzo się ucieszyłam, chciałam wypróbować balsam w spray'u już jakis czas temu)
EVRĒE Max repair Serum do paznokci
BIAŁY JELEŃ Emulsja do higieny intymnej
EFEKTIMA PHARMACARE MINERAL-SPA Peeling +Maska +Krem myjący do twarzy 3 w 1


Wszystkie produkty były pełnowymiarowe i przyznam szczerze, że praktycznie z każdego się ucieszyłam, jak dla mnie bardzo, bardzo udane pudełko. Wrześniowe i Sierpniowe to prawdziwe "zadośćuczynienie" za wcześniejsze kiepskie pudełka, mam tylko nadzieję, że październikowe THINK PINK po serii wspaniałych box'ów nie rozczaruje.  :)

A Wam jak się podobał wrześniowy Shiny box?

14.10.2015

Sephora - nawilżające mleczko do ciała Monoi


Przyznam, że rzadko wchodzę do Sephory, wręcz można powiedzieć, że liczbę moich odwiedzin w tym sklepie można policzyć na palcach jednej ręki, nie wiem nie ciągnie mnie tam po prostu i tak już to wygląda. Na szczęście jednak jakiś czas temu otrzymałam w prezencie nawilżające mleczko do ciała z serii Monoi.

Nawilżające mleczko do ciała o aksamitnej i lekko perfumowanej konsystencji.
 Sprawi, że zapach Monoi będzie Ci towarzyszył każdego dnia: nuty skórki pomarańczy, kwiatów migdałowca, orzecha kokosowego i monoi.

Pierwsze co spodobało mi się w tym produkcie to buteleczka o poręcznym kształcie z dozownikiem, nie ukrywam, że cieszy mnie kiedy balsamy mają pompki, aplikacja staje się dzięki temu sprawniejsza. Mleczko Monoi pachnie... no właśnie nie do końca umiem sprecyzować zapach produktu niby pomarańcza, niby nie, coś jeszcze, ale nie wiem co. Nie jest to zapach, który jakoś szczególnie mi się podoba jest bardzo specyficzny i trochę sztuczny może tu jest problem, który pozostaje na skórze dość długo. 
Jeżeli chodzi natomiast o działanie tu sprawdza się lepiej, ładnie nawilża, a skóra staje się bardzo gładka i przyjemna w dotyku, zdecydowanie poprawia się jej kondycja. Mleczko nie pozostawia tłustego filtru i co ważne, wchłania się bardzo szybko.

Podsumowując mleczko ma pojemność 200 ml i kosztuje około 30 zł, jak na tego typu pojemność nie jest to najlepsza cena, ja osobiście cieszę się, że mogłam go wypróbować, ponieważ w działaniu radzi sobie dobrze, natomiast zapach, kwestia indywidualna, ale mnie nie przekonuje tak samo jak cena.


13.10.2015

Kringle Candle - Vanilla lavender


Jesień już na dobre postanowiła do nas zawitać, a gdzieniegdzie nawet zimowo się zrobiło, zatem cóż lepszego można zrobić jak wskoczyć pod koc z książka, ciepłą herbatką i palić ulubiony wosk? ;)

Dzisiaj pora na Kringle Candle to drugi zapach tej marki jaki kupiłam, jako że bardzo lubię zapach lawendy w połączeniu z wanilią wydawał mi się tym lepszy i bardzo, bardzo ciekawy. Miałam wersję większego tealighta (powyżej) oraz wosku (poniżej), ta druga wersja zapachu bardziej mi się podoba i jest dużo bardziej wydajna i generalnie dla mnie ma same zalety. 

Kojąca mieszanka klasycznej lawendy i ciepłej, kremowej wanilii połączonych z intrygującymi nutami piżma i drewna cedrowego.

Zapach jest delikatny, słodki zdecydowanie przeważa wanilia, pod koniec gdzieś przebija się lawenda nadając trochę świeżości, dzięki czemu wosk nie jest mdląco słodki, a wydaje się być mniej ciężki. Bardzo ciepły aromat, otula pomieszczenia w natychmiastowym tempie, zdecydowanie będzie to jeden z moich ulubieńców na długie jesienne wieczory, przy którym można się zrelaksować. Polecam szczególnie tym, którzy lubują się w słodkich, ciasteczkowych aromatach, bardzo ciepłych. ;)

A Wy macie swoich ulubieńców pośród Kringle Candle?

12.10.2015

Delia - płyn micelarny - cera wrażliwa


Po kolejnej długiej przerwie, w której mimo wszystko jakieś testy kosmetyczne się odbywały przychodzę do Was z płynem micelarnym Delia do cery wrażliwej.

Przyznam, że z marki Delia nie miałam wielu kosmetyków poza korektorami, które są rewelacyjne, dlatego tym chętniej przetestowałam ten produkt, który jak się okazuje dobrze spełnia swoje zadanie.

Płyn bardzo ładnie oczyszcza i zmywa makijaż bez większego trudu radzi sobie z niemal każdym makijażem, nie powodując przy tym szczypania ani oczu, ani też twarzy, nie przesusza skóry. 

Czytałam opinie, że podobno podrażnia u mnie takowa sytuacja nie miała miejsca, chodź w moim przypadku o nią nie trudno.
Madość neutralny jak dla mnie zapach, nic specjalnego nie wyczuwam. W czasie aplikacji lekko się pieni co widać na zdjęciach, ale nie pozostawia tłustej czy też klejącej warstwy. Płyn jest dość wydajny w szczególności porównując do niskiej ceny.
 
Mi osobiście w działaniu bardzo przypomina beBeauty z Biedronki, ogólnie dobry płyn do demakijażu przede wszystkim warto go pochwalić za bardzo dobre zmywanie, szczególnie biorąc pod uwagę cenę myślę, że warto wypróbować.





1.10.2015

Mokosh - olej lniany


Znajdując chwilkę, gdzieś pomiędzy wszystkim co się dzieje postanowiłam napisać coś króciutkiego na temat Oleju lnianego Mokosh, który znalazł się w sierpniowym Shiny box.

Olej lniany uzyskuje się przez tłoczenie na zimno nasion lnu (Linum usitatissimum). Nie tylko sprawdza się doskonale na schorzenia układu pokarmowego czy błon śluzowych, gardła, przełyku, ale przede wszystkim w kosmetyce. Zawiera witaminę E, kwasy nasycone oraz NNKT.
Wspomaga między innymi usuwanie z organizmu wolnych rodników tym samym spowalniając starzenie się skóry, wspomaga gojenie się ran, działa ochronnie na powłokę lipidowa skóry, zapobiega rozdwajaniu końcówek włosów. Regeneruje i normalizuje skórę.


Chociaż wciąż jeszcze posiadam otwarty olejek avokado Delawell z marcowego jeszcze Shiny (jest baaardzo wydajny, pomimo częstego stosowania wciąż go mam), postanowiłam zaryzykować i otworzyć ta sporą, bo aż 100 ml buteleczkę oleju lnianego Mokosh. Naczytałam się o nim wiele dobrego (co z resztą możecie dostrzec powyżej), z reszta jak o wielu olejach myślę, że teraz zachwyt nad olejami wszelkiego rodzaju przeżywa największy rozkwit, ale co się dziwić w końcu ludzie dostrzegli, że najlepsze dla nas jest to co z natury ;)
Ale wracając, olej ma zapach nie najprzyjemniejszy, aczkolwiek już jestem do niego przyzwyczajona ponieważ wcześniej piłam olej lniany spożywczy i zapach już zupełnie mi nie przeszkadza.  Ma intensywnie żółtą barwę, jest bardzo delikatny w działaniu, ale skuteczny. Dobrze nawilża i zmiękcza skórę, łagodzi podrażnienia i fajnie sobie radzi ze skóra tłustą i mieszaną, zdecydowanie widoczna jest redukcja niedoskonałości, a skóra zaczyna wyglądać dużo zdrowiej. Myślę, że dobrze sprawdzi się też przy skórze suchej czy w pielęgnacji suchych włosów, chociaż ja nie próbowałam osobiście. 
Może być też dobrą baza do maseczek z glinek, sprawdzałam i efekty były bardzo ładne. 

A jakie są wasze ulubione oleje? Co sądzicie o oleju lnianym, spożywczym i kosmetycznym?

I mini rozdanie - Wyniki

 

Z lekkim poślizgiem, ale jest ogłoszenie wyników I mini rozdania :)  Na zdjęciach możecie podziwiać nowoczesną maszynę losującą domowej roboty.

Jeszcze raz wszystkim dziękuję za udział, bardzo się cieszę, że mogłam je dla Was zorganizować. Jestem pewna, że to nie ostatnia zabawa tego typu. A teraz zabieram się do nadrabiania zaległości u Was.


 A Wygrywa:


GRATULUJĘ! ;)

28.09.2015

Sprawy organizacyjne

Kochani Ci biorący udział w konkursie i Ci komentujący, wczoraj minął termin zgłaszania się do konkursu, dziękuje Wam za tak liczne zgłoszenia. Wyniki postaram się podać jak najszybciej, myślę, że może nawet jutro, ale nie chcę obiecywać. Z powodu dużych problemów osobistych muszę chwilowo zwolnić tempo prowadzenia bloga, ponieważ póki co nie mam na to, aż tyle czasu i brakuje mi po prostu chęci. Nie chcę Was zaniedbywać i postaram się pisać w miarę możliwości jak najczęściej. 

Odpiszę na wszystkie komentarze i zajrzę do Was jak tylko będę mieć chwilkę. (:

15.09.2015

Aussie - Suchy szampon Aussome Volume


Dziś pora na kolejny suchy szampon, muszę się przyznać otwarcie, że o dziwo polubiłam się z tego typu produktami od czasów Farmony, oczywiście nie mówię tu zaraz o tym, że chodzę z tłustymi włosami przez tydzień ;) ale skoro już tak szczerze jest to myje je co 2 dzień, bo po prostu im to służy, z resztą codzienne mycie niestety jest dość szkodliwe dla włosów. Ale wracając do szamponu mam wersje Aussome Volume, więc poza działaniem odświeżającym, zwróciłam uwagę na objętość i owszem Volume jest :) szczególnie na początku ładnie unosi włosy i nadaje objętości, jednak nie jest to jakoś długotrwały efekt. Co do działania odświeżającego też dobrze się sprawdza, daje ładny efekt, biały proszek nie trudno jest wyczesać i nie zostaje po nim generalnie ani śladu. Jest też bardziej wydajny niż szampon od Farmony, dla uzyskania porządnego efektu nie trzeba go aż tyle zużywać, wystarczy kilka psiknięć. 

Podsumowując, szampon jak najbardziej na plus, odświeżenie jest, białych śladów po wyczesaniu brak, objętość jaka jest taka jest. Produkt kosztuje średnio ok 27 zł, co uważam za dość konkretną kwotę biorąc pod uwagę, że nie jest to dla mnie kosmetyk pierwszej potrzeby, ja swój znalazłam w Glossybox i pewnie tylko dzięki temu go testuję, ponieważ gdybym miała go kupić od tak raczej bym zainwestowała w o połowę tańszy, a równie dobrym Batiste. Z pewnością jednak nie można mu odebrać, że jest bardzo dobrym suchym szamponem.


 A jakie Wy macie doświadczenia z marką Aussie?

13.09.2015

Yankee Candle - Wild Sea Grass


Przedwczoraj opublikowałam 100 post i nawet się tym nie pochwaliłam, a w sumie jest czym jakby nie patrzeć w statystyki blog ma już 5 rok, jakkolwiek śmiesznie to brzmi, bo pierwszych 2 lat w ogóle nie można zaliczyć do prawdziwego jego prowadzenia, z resztą potem też rewelacji nie było. Dopiero w tym roku prawdziwie to wszystko ruszyło i mogę się chwalić, że jest Was coraz więcej i mam po co  i o czym pisać  :)

Ale przechodząc do rzeczy dziś pora na Yankee Candle, którego dawno już nie było, mój pierwszy sampler (wciąż wolę jednak woski) Wild Sea Grass zapach, który jak czytałam śmierdzi i wcale nie przypomina nadmorskiej trawy i lata. Ja będę tu miała zupełnie inne zdanie, czuć w nim trawę taką właśnie nadmorską, trochę piasku, wody, morza, ja widzę te wydmy, na których owa trawa sobie rośnie. Zapach jest świeży, nie duszący, nie jakoś mocno intensywny, po prostu przyjemny, rozważałam nawet zakup jeszcze jednego wosku w zapasie tak wiadomo, żeby był, ale sampler jest na tyle duży, że za pewne wystarczy mi na dłużej, bo i tak traktuję go jak wosk i kruszę do kominka ;) Już dawno wsród nowości YC nie mogłam znaleźć nic do czego sobie chętnie bym wracała, a tu taka niespodzianka, myślę że chętnie jeszcze go zapalę na zmianę z Lake Sunset, szczególnie teraz kiedy wieczory i dnie są paskudne. ;)

A Wy miałyście ostatnio jakieś ciekawe zapachy z YC?

11.09.2015

Świt Pharma - skarpetki SPA dla stóp


Skarpetki do stóp Świt Pharma leżą u mnie już dobrze od marca, jakoś specjalnie mi się do nich nie spieszyło, bo szczerze mówiąc nie lubię tego typu produktów mieć na stopach, wolę standardowy krem czy maskę na to bawełniane skarpetki i już. Jednak po wakacjach stwierdziłam, że w końcu może warto ten produkt wypróbować i zrobić miejsce na coś nowego w szufladzie ;)


I tak oto pewnego chłodnego wieczoru założyłam maseczkowe skarpetki. Są to 2 dość duże woreczki w kształcie widocznym poniżej, nasączone od środka kosmetykiem, aby nie spadły mamy specjalny paseczek dzięki, któremu wszystko nam się ładnie trzyma na kostce. Posiedziałam tak ładne pół godziny. Po ściągnięciu pozostała spora warstwa specyfiku, którego już nie było sensu nawet wcierać bo skóra i tak nie zaabsorbowałaby już tej ilości, starłam więc resztki maski jednak stopy były wciąż mega śliskie, co bardzo mi się nie podobało. Jednak na drugi dzień rano przyznam, że efekt był bardzo, bardzo zadowalający, gładka, elastyczna skóra, mocno nawilżona i odżywiona, faktycznie jak po porządnym zabiegu w SPA. Zatem ogólnie produkt bardzo fajny jeżeli chodzi o efekty, bo są na prawdę widoczne i porządne, niestety dla mnie aplikacja trochę denerwująca, ale to jest kwestia indywidualna dla każdej z nas, aczkolwiek to co zdecydowałoby o kolejnym zakupie, a raczej jego braku to cena. Skarpetki kosztują ok. 15 zł co uważam za grubą przesadę, ja miałam swoje w Shinyboxie więc to zupełnie inaczej, ale gdybym miała je wydać od tak chyba bym się porządnie zastanowiła.

Przepraszam za jakość zdjęć były robione już późno w nocy i światło było do niczego. 



A Wy co sądzicie o takich produktach? 


PRZYPOMINAM O ROZDANIU ;)

http://versatilecorner.blogspot.com/2015/08/konkurs-czyli-pierwsze-mini-rozdanie.html

10.09.2015

Farmona Tutti Frutti - peeling do ciała


To już kolejny peeling Farmony w ostatnim czasie ;) a wszystko za sprawą lipcowego Shinyboxa, w którym to znalazłam wiśniowo - porzeczkowy peeling do ciała.

Pierwsze o czym muszę napisać to zapach, który jest piękny nie czuć w nim co prawda porzeczek, ale za to mamy mnóstwo soczystych wiśni! Peeling zamknięty jest znów w tym samym opakowaniu co Let's celebrate więc problem z wydobyciem może być pod koniec podobny.


Jeżeli chodzi o działanie to ściera całkiem fajnie, dość mocno, jest przyjemny w działaniu, skóra długo po nim pachnie wisienkami. Peeling ma konsystencję żelu ze sporymi drobinkami, dzięki czemu wygładza, ale jednocześnie nie podrażnia. Co istotne dla mnie również nie pozostawia tłustej warstwy na skórze.

Ale w udziale w zeszłym miesiącu za sprawą tym razem Glossybox przypadł mi w udziale jeszcze jeden peeling Tutti Frutti tym razem kiwi i karambola, w działaniu taki sam, jednak zapach juz mniej mi się podobał, myślałam że będzie bardziej orzeźwiający i świeży, ale jest jednak trochę sztuczny, zatem wisienka wygrywa ;)


Podsumowując produkty przyjemne, ładnie pachnące, które wykonują dobrze swoje zadanie z cenę ok. 3 złotych chyba warto się skusić ;)


A Wy lubicie peelingi z Farmony?  ;)

Beglossy - sierpień 2015 Fresh & Sweet


Od dłuższego czasu po cichu podglądałam też co ciekawego w ofercie ma beGlossy, po długim przekonywaniu się, że może warto spróbować u "konkurencji". ;)



Pierwsze co mnie urzekło to opakowanie zawartości pudełka, zdecydowanie podoba mi się bardziej jest wstążeczka i inne umilacze dzięki, którym odpakowywanie jest jeszcze przyjemniejsze! :)
Kolejna rzecz jaka mnie niesamowicie urzekła to zapach, kula do kąpieli Organique pięknie pachniała już przez kartonik.

W tym miesiącu można było otrzymać wersję Fresh lub Sweet, chodź bardzo chciałam otrzymać wersję Sweet, przypadłam mi wersja Fresh, co bardzo mnie ucieszyło po bliższym przyjrzeniu się zawartości obu pudełeczek. W wersji Fresh wszystko przypadło mi do gustu (no może poza Carmex'em, za którym nie przepadam), a nalazły się w niej:

- FARMONA tutti frutti peeling do ciała Kiwi & Karambola
- DERMO PHARMA Skin Repair Expert Platki kompres 4D odżywienie i oczyszczenie
- ORGANIQUE Grecka kula do kąpielio pięknym zapachu winogron :)
- AUSSIE Miracle Dry Shampoo Aussome Volume
- CARMEX miętowy
- SANASE krem pod oczy


Podsumowując jestem bardzo zadowolona z mojego pierwszego beGlossy, tym bardziej, że praktycznie wszystkie produkty przydadzą się i z przyjemnością będę ich używać.


A Wy jak oceniacie najnowsze beGlossy? A może wolicie Shinybox? :)